Jest początek wieku XXI.
W salonie domu przy ulicy Bocznej 22 w Łomży, tuż obok cmentarza żydowskiego, na którym spoczywają przodkowie szóstego prezydenta Izraela Chaima Herzoga (szukał śladów swojej rodziny w Łomży w 1992 roku), siedzą w głębokich fotelach dwaj dojrzali mężczyźni. Dzieli ich właściwie wszystko: światopoglądy, doświadczenia życiowe i zawodowe.
Gospodarz urodził się w 1948 roku w Glinnem w niespokojnych po wojnie Bieszczadach. Kwintesencja lewicy. Był swego czasu jednym z najmłodszych pierwszych sekretarzy wojewódzkich PZPR w Polsce, ostatnim w tej roli w Łomży, a chwilę później czołową postacią SLD, posłem, przywódcą politycznym. Jego gość to przedstawiciel prawicy chrześcijańskiej, były rektor Politechniki Białostockiej. Umysł ścisły. Autor naukowych patentów, naukowiec i organizator z niesamowitą determinacją, charyzmą i uporem w dążeniu do celu. Urodził się w 1935 roku niedaleko Łomży, w Mściwujach.
– Łomża zasługuje na państwową uczelnię – kategorycznie mówi starszy z mężczyzn, profesor Kazimierz Pieńkowski. O tym, że zasługuje dyskutował już z wieloma decydentami, zaporową kwestią były pieniądze. – Spróbujmy – odpowiada lakonicznie właściciel domu Mieczysław Czerniawski. W głowie układa plan działania, myśli o politycznych „układankach”, potencjalnych sprzymierzeńcach. To czas lewicy w Polsce. Poseł z Łomży od 2001 do 2005 roku jest przewodniczącym sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Ma w rękach budżet całego państwa.
A dalej…
I tak oto wizjoner o nieskrępowanej wyobraźni, odbył jedno z najważniejszych spotkań z pragmatycznym politykiem. Aby państwowa uczelnia w Łomży powstała, takich rozmów, sojuszy, musiało być więcej. Sławomir Zgrzywa, ówczesny marszałek województwa podlaskiego, człowiek „Solidarności”, wspomina, że w 2000 roku do jego gabinetu przyszedł absolwent Szkoły Drzewnej w Łomży, były rektor Politechniki Białostockiej (tylko tyle i aż tyle Zgrzywa wiedział o Pieńkowskim), aby zakomunikować, że chce stworzyć wyższą szkołę zawodową w Białymstoku. Tak, to nie pomyłka, taka była pierwotna koncepcja profesora Kazimierza Pieńkowskiego, ale ze względów formalnych – na szczęście – okazała się nie do przyjęcia. Ustawa o wyższych szkołach zawodowych z czerwca 1997 roku, precyzowała, że PWSZ-ty mają powstawać w mniejszych miastach, być remedium na rosnące bezrobocie, podnosić poziom scholaryzacji na prowincji. Łomża była wprost idealna – utraciła w wyniku reformy podziału administracyjnego status miasta wojewódzkiego, miała silną tradycję szkolnictwa średniego, urażone ambicje i akademickie aspiracje.
Pomysł na państwowe studia w Łomży nie był zresztą zupełnie „świeży”. Już wcześniej podejmowano próby – zdarzało się, że skuteczne – tworzenia w mieście filii państwowych uczelni. Ale tym razem miała to być zupełnie nowa idea, do gruntu łomżyńska i autonomiczna. Sławomir Zgrzywa wspomina, że profesor Pieńkowski szybko zaakceptował nową lokalizację uczelni, wszak chodziło o jego rodzinne strony, ale martwił się jak jego najbliżsi współpracownicy, krzątający się wokół kwestii organizacyjnych: profilu, struktury, misji nowej szkoły, przyjmą wiadomość, że zamiast przewidywanego zatrudnienia w Białymstoku, czeka ich organiczna praca w Łomży.
Dokumenty i finanse
Profesor Kazimierz Pieńkowski zostaje oficjalnym pełnomocnikiem marszałka ds. utworzenia państwowej uczelni w Łomży. Ona sama ma już zapisaną w dokumentach, listach intencyjnych, nazwę oraz profil dydaktyczny opracowany przez prof. Kazimierza Pieńkowskiego oraz nieustannie mu towarzyszącego w spotkaniach i dyskusjach ekonomistę dra Bogusława Plawgo (obecnie dr hab.). W 2002 roku, w sprawozdaniu z działalności Zarządu Województwa Podlaskiego, dumnie sygnalizowano, że proces powstawania Państwowej Wyższej Szkoły Informatyki i Przedsiębiorczości w Łomży jest bardzo zaawansowany. Do Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu trafił wniosek o powołanie uczelni, z załączoną deklaracją Zarządu Województwa Podlaskiego, że siedzibą PWSIiP będzie budynek przy ulicy Marii Skłodowskiej-Curie, w którym jeszcze niedawno funkcjonował marszałkowski Szpital Wojewódzki. Opuszczony obiekt wydawał się idealną lokalizacją, tylko skąd miały się znaleźć fundusze na jego remont, aby mogły powstać piękne sale dydaktyczne, dziekanat do obsługi studentów i rektorat do zarządzania kadrą?
Tymczasem w stolicy…
Precyzyjną robotę w Warszawie wykonuje przewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych Mieczysław Czerniawski. W politycznych kuluarach zawiera porozumienie na zasadzie „wy poprzecie nas, a my was” z posłem opozycji Kazimierzem Marcinkiewiczem, któremu zależało na utworzeniu państwowej uczelni w Gnieźnie.
– To była praca metodyczna, byłem w koleżeńskiej relacji z dr Krystyną Łybacką, minister edukacji narodowej i sportu, pozyskałem posłów z rzeszowskiego, posłów z moich rodzinnych Bieszczad. Byłem pewien wyników głosowania. Gdybyśmy w Łomży stracili taką szansę, nie wybaczyłbym sobie – wspomina, siedząc w tym samym fotelu, w którym przed kilkunastu laty wsłuchiwał się w śmiałem pomysły profesora Kazimierza Pieńkowskiego. Na biurku rozkłada zdjęcia i pisma, wśród najbardziej intymnych dokumentów są fotografia jego rodzinnego domu w Glinnem oraz dwie kartki formatu A4 z pieczątką Państwowej Wyższej Szkoły Informatyki i Przedsiębiorczości w Łomży. To rektorskie podziękowania za jego pracę. I zdjęcie, i urzędowe pisma, są trochę sfatygowane. Widać, że często je przegląda ich właściciel.
Pełnomocnik rektorem
Wszystkie rozmowy o utworzeniu uczelni, spotkania, które inicjował prof. Kazimierz Pieńkowski, a było ich wiele: ze starostą łomżyńskim Wojciechem Kubrakiem, włodarzami Łomży, wójtami Ziemi Łomżyńskiej, przedsiębiorcami, zmaterializowały się 22 czerwca 2004 roku. Wtedy to, na mocy rozporządzenia Rady Ministrów, zostały powołane cztery państwowe uczelnie zawodowe: w Głogowie, Wałczu, Gnieźnie i Łomży.
Z ministerialnego nadania pierwszym rektorem Państwowej Wyższej Szkoły Informatyki i Przedsiębiorczości (nazwa do także sukces – podobne uczelnie w Polsce tworzyły wtedy pozbawiony nazewniczych indywidualności zestaw państwowych wyższych szkół zawodowych) w Łomży został prof. Kazimierz Pieńkowski. Rektorem bez rektoratu, gdyż obiecany przez wojewódzkich decydentów na siedzibę uczelni dawny szpital został zagospodarowany na zupełnie inne cele, a kolejny budynek przekazany przez samorząd wojewódzki wymagał generalnego remontu. Rektor i jego najbliżsi współpracownicy: prof. Andrzej Jordan (pierwszy prorektor), Henryk Trojanowski (pierwszy kanclerz), zarządzali nową uczelnią z niewielkiego pokoju na ulicy Poznańskiej (obecnie ul. Akademicka 20), który im gościnnie użyczył Wojciech Polesiński, kierownik Gospodarstwa Pomocniczego Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych.
– Tak naprawdę był to sekretariat pana Wojciecha, w którym mieliśmy nasze pierwsze biuro, przewijało się przez nie mnóstwo ludzi, wykładowców, decydentów. Pracowaliśmy tak kilka miesięcy, warunki były bojowe, ale rozmawialiśmy o przyszłości i docelowej siedzibie uczelni z entuzjazmem. Mieliśmy swoje wizje – wyjaśnia Henryk Trojanowski, nieprzerwanie od 2004 do 2016 roku kanclerz PWSIiP.
Obeznani w arkanach sztuki urbaniści, radzili, aby uczelnia połączyła stare miasto z nowym osiedlem, czyli stworzyła nowoczesny kampus na około ośmiu hektarach nieużytkowanego terenu w kwartale ulic: Szosa Zambrowska, Sikorskiego, Zawadzka. Niestety szybko się okazało, że grunty są prywatne. Szla przechyliła się w inną stronę, kolejny po Zgrzywie marszałek woj. podlaskiego, Janusz Krzyżewski, przekazał uczelni budynek przy ulicy Poznańskiej 141 b, który w czasach „wojewódzkiej Łomży” pełnił rolę „centrum obsługi rolnictwa”. Obiekt miał za sobą akademicki epizod, swoją agendę próbowała w nim stworzyć Politechnika Białostocka. Bezskutecznie. Białystok nie tylko ustąpił Łomży pola, ale także oddał swoich znakomitych „synów” z Politechniki, którzy poradzili sobie z akademickim wyzwaniem.
Już w 2004 roku na nowej łomżyńskiej uczelni naukę rozpoczęło 180 studentów studiów dziennych i 120 studentów studiów zaocznych na dwóch kierunkach: Zarządzanie i marketing oraz Informatyka.
Dlaczego państwowa uczelnia w Łomży powstałą dopiero w 2004 roku? Możliwości były przecież wcześniej. Pierwszych dziewięć uczelni zawodowych zostało powołanych w 1998 roku. To wówczas profesor Mirosław Handke, minister edukacji narodowej w rządzie Jerzego Buzka, deklarował, że decydentom chodzi o „zbliżenie uczelni do miejsca zamieszkania”. To zapowiadane zbliżenie przez lata nie nadchodziło w Łomży, nie było woli lokalnych decydentów. Potrzebny był ktoś z zewnątrz, nie uwikłany w krępujące decyzyjność prowincjonalne systemy „lojalności”. Dlaczego mógł to być jedynie profesor Kazimierz Pieńkowski zrozumiałam podczas naszej długiej telefonicznej rozmowy (rozmowy z Profesorem z reguły są długie). Opowiadał mi ze szczegółami, których streszczenie wymagałoby kilku stron maszynopisu, o jednym ze swoich czterech patentów, który trafił z powodzeniem do masowej produkcji. Były to elektryczne podgrzewacze do wody. Szkopuł w tym, że ambitny inżynier otrzymał od swojego ówczesnego przełożonego zadanie poprawienia funkcjonalności stosowanych w Polsce urządzeń na zagranicznej licencji, ale z kategoryczną informacją, że oczekuje się od niego wyłącznie szybkiego napisania sprawozdania, że jest to niemożliwe…
W katalogu pojęć Profesora słowo „niemożliwe” nie istniało.
Reportaż z 2019 r. J. Święszkowska Postscriptum: Wspólnota Akademicka pożegnała śp. profesora Kazimierza Pieńkowskiego w 2022 roku, chwilę później uczelnia nabyła wymarzone przez Profesora uprawnienia do nadawania stopni doktora i doktora habilitowanego, stając się Akademią Łomżyńską. Ale jak do tego doszło opowiemy w kolejnych krokach naszej historii.